Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale nagle się zamyślił z i niejakiem powątpiewaniem wstrząsł głową.
— A dowody?! — szepnął, brodę wychylając naprzód.
— Po części są już, a po części będą!
— Są już!
Żachlewicz uderzył się po kieszeni na piersiach.
— Różne dokumenciki przywiozłem z sobą z Drezna.
— Ehe..e..e! — wyciągnął mandatarjusz, jakby się czegoś dorozumiewał.
— Dwóch lekarzy drezdeńskich, przywołanych podczas choroby starościca, wystawiło świadectwo, właściciel i posługacz hotelu, gdzie mieszkał starościc zeznali i zaprzysięgli do protokołu, że nieboszczykowi brakowało piątej klepki.
— Fiufiufiu — zaświstał da capo mandatarjusz.
— Starościc wyglądał Niemcom na prostego chłopa, przebranego przypadkiem w suknie pańskie. Sam nic nie znaczył, we wszystkiem stanowił według upodobania jeden z jego sług, to jest zapewne jeden z kozaków, który traktował swego pana jak chłopa.
— O, ba! już co temu, to nie wierzę. Starościc dałby sobie imponować od kogoś, ulegałby czyjejś woli! A toto!
— Powiadam panu, kilka osób poprzysięgło ten stosunek między panem i sługą i to jest jeden z główniejszych dowodów obłąkania.
Mandatarjusz pokiwał głową nieprzekonany.
— Ale do czego się tu długo rozwodzić, zebrane w Dreźnie poszlaki wystarczają w obec prawa ciągnął Żachlewicz. — Starościc nie był panem swych zdrowych