Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jutro będą, pieniądze jaśnie wielmożny panie, na uczciwość....
— A ja jutro dam ci odpowiedź.
Żachlewicz ukłonił się niziutko i skrzywiony w lewo wysuwał się chyłkiem z pokoju, jak kot kiedy narobi szkody w szpiżarni i pragnie ujść z oczu gospodyni.
Hrabia jeszcze kilka chwil pozostał w swej kancelarji nim udał się na powitanie gościa, który wprost do bawialnego pospieszył salonu. Dumny magnat bił się z najsprzeczniejszemi myślami.
— Djabeł nie Żachlewicz — szeptał z cicha, ciągle szybkiemi przechadzając się krokami — taki gwóźdź wbił mi w głowę.... Muszę się dobrze namyśleć, czy postępowanie takie pogodzi się z honorem.... Nieboszczyk Mikołaj miał żal do mnie — dodał marszcząc czoło i na chwilkę przystanął na miejscu i zamyślił się głębiej.
Naraz wrzasnął głową, machnął ręką i mruknął przez zęby:
— Potrzeba rozważyć wszystko gruntownie, a teraz pójdziemy do naszego gościa — rzucił nie bez pewnego lekceważenia i po tych słowach wyszedł z swej kancelarji.




IX.
Eugenia.

Wchodząc do salonu, zastał już hrabia Juljusza w towarzystwie swej córki. Przywitał go dumniej i chło-