Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

je? Wiedziałem wprawdzie że osławiony z gwałtowności charakteru i rozlicznych dziwactw starościc Mikołaj Żwirski, jest jakimś moim krewnym dalekim, że wsparł matkę moją w najcięższej niedoli, ale byłem pewny także, że zapomniał już i o swem dobrodziejstwie i o naszem istnieniu na świecie.
— I zapewne wiedziałeś także, że ma brata z Orkizowa, tego hrabiego Zygmunta, który na wszelki wypadek bliżej powinien stać jego serca?
Na wspomnienie hrabi Zygmunta dziwna zmiana zaszła w fizjonomji Juljusza. Drgnął z lekka i pobladł znacznie, a na czole pomimowolną zarysowała się chmura.
— Zkądże ty wiesz o hrabiu Zygmuncie? — zapytał prędko, omijając właściwe zapytanie.
— Mówiłem przecież, że nim przybyłem do ciebie poznałem twego ekonoma i sędziego, a ci mię wtajemniczyli w niektóre rzeczy.
— I cóż ci powiedzieli o hrabiu? — pytał Juljusz dalej z szczególną skwapliwościa.
— Nic takiego, czegobyś ty nie wiedział. Od dzieciństwa nie cierpiał się z przyrodnim bratem, a ten umierając wystrychnął go na dudka i pokazał mu figę w testamencie, i oto wszystko czego się dowiedziałem.
— Ja sadziłem
— Co?
— Że ci ludzie przez swe styczności z orkizowskimi oficjalistami wiedzą może.... — cedził zwolna przez zęby i urwał nagle.
— Cóż takiego? pytał Katilina.