Strona:Walery Łoziński - Czarny Matwij.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A co? figiel jak się patrzy, skarż mię Boże! Nic nawet nie mówić, jeno drukować od razu na czysto!
Aby nie uronić ani jednego szczegółu z jego tyle interesującej postaci, dodajmy że zawsze w jednakowy sposób szurga nogami na przywitanie i pożegnanie i niezmiennie jednym i tymsamym akcentem wymawia swoje Pam do nóg.

KONIEC.