Przejdź do zawartości

Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
70

— Tę porzucić możesz każdej chwili — wyrzekła zwolna — ale nie myśl o innej. Powiedziałaś sama, że rasowego wierzchowca nie wprzęgać do gługa. Być może iż masz słuszność.
W miarę jak mówiła, Regina odnajdywała w niej dawną Teodozyą, która ją tak serdecznie przyjęła i okazała jej macierzyńską troskliwość. Z uczuciem rzuciła jej się na szyję i płakała długo, gwałtownie.
Nie miała zrazu zamiaru zwierzać się przed nią z myśli swoich; teraz jednak uczynić to musiała i zaczęła szeptać nadzieje i zamiary, które nagle dojrzały w jej głowie, tak cicho, jakby lękała się sama usłyszeć dźwięk słów własnych.
Zaledwie wypowiedziała pierwsze słowo, stara panna krzyknęła, załamując ręce:
— Nigdy! nigdy!