Aż wreszcie słowa te wpadły w jej własne ucho i zadźwięczały w niem wątpliwie, jak gdyby konieczność odpowiedziała jej:
— Musisz...
Zatrzymała się, uderzona tą myślą.
— Ja muszę — powtórzyła zwolna. — Czyż muszę?
Długo bardzo stała nieruchoma, rozmyślając. W zgorączkowanej słowie snuły się jakieś plany niewyraźne, które nabierały złudnych pozorów i zdawały się wykonalne. W chwilach podobnych rodzą się szalone nieraz zamiary.
Co ona właściwie robiła w domu Teodozyi? Wszakże były kobiety, które potrafiły zdobyć sobie szerokie miejsce pod słońcem, które powstawszy nieraz z najniższych warstw społecznych, dźwignęły się potęgą własną na szczyt sławy. Nawet za dni szczęścia swojego, Regina myślała o nich często, zazdrościła im nieraz i by-
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/71
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
61