rować lub zemdleć, i szukać jej zaczęła po całym ogrodzie.
Dziewczyna stała przy parkanie chmielem obrosłym, skąd patrzyła na przejeżdżających. Słońce zaszło oddawna, ciemność spowiła ziemię, a ona miała ciągle oczy utkwione na drogę, a obrazy, które uderzyły jej oczy, tkwiły w nich nieprzysłonione ani oddaleniem, ani nocą. Nie słyszała wołania starej panny, ani szukających ją osób. Dopiero gdy dostrzeżono jej nieruchomą postać, a panna Teodozya przybiegła zadyszana i pochwyciła ją za rękę, spojrzała wkoło siebie, jakby nie rozumiejąc zrazu gdzie jest i czego od niej żądano.
— Czyż nie mogłaś się odezwać? — zawołała z wyrzutem Teodozya. — Szukamy cię od godziny.
Regina spojrzała na nią zamglonemi oczyma, jakby pytając, z jakiego powodu jej szukano, bo myślami była tak daleko
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/68
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
58