Przejdź do zawartości

Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
320

rego wysiadł tłum różnobarwny, stanęli tuż przed drzwiami, pod światłem latarni, przypatrując się przybywającym.
Widocznie wśród nich szukali kogoś. Mężczyzna parę razy pochylał się naprzód, jakby dostrzegł i chciał witać, ale zawsze powstrzymywał się nagle.
Aż wreszcie oczy jego powstrzymały się na kobiecie wysmukłej, skromnie czarno ubranej, o czarnych oczach i włosach, która szła zwolna, trzymając w ręku mały podróżny worek i oglądając się wokoło, jakby i ona także szukała kogoś.
Ujrzawszy ją zdaleka, stara kobieta wysunęła rękę z pod ramienia mężczyzny i zostawiła go samego, odchodząc z tajemniczym uśmiechem zadowolenia na twarzy. On i nowoprzybyła spojrzeli na siebie i w nim i w niej zarówno była chwila niepewności i wahania się; potem dłonie ich wyciągnęły się ku sobie jednocześnie i spoiły uściskiem. Nie wypowiedzieli słowa