— A to poco? — spytał praktyczny Józio. — Albo pan niewiesz jak bieda wygląda? a co pan na nią poradzisz? Bądź pan spokojny, pan Stanisław ją odprowadzi, bo on zawsze zrobi co pan bankier każe, on mu tylko patrzy w oczy i myśli czemby się przypodobać. On będzie na miejscu zmarłego, zobaczysz pan. Nie wchodź mu pan w drogę napróżno.
Józio miał niezaprzeczoną słuszność i Wacław poszedł za jego radą.
Daleko za nim były te czasy, kiedy nie raczył rozmawiać z Józiem; dzisiaj stanął niejako na jego poziomie, zwyciężył własne popędy, by jego rady usłuchać. Tak ak on, tak jak ogół, oddalał się od nieszczęścia.
Od tej chwili utracił część własnego szacunku; odszedł, ale uniósł w oczach postać dziewczyny. Widział ją w popielatej, wytartej sukni, obwiniętą kraciastym szalem, klęczącą nad zmarłym i całującą
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/315
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
305