Przejdź do zawartości

Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
297

jest na szczeblu towarzyskim, jaki niegdyś zajmował, czemu słowo jego nie ma teraz powagi, a ukłon znaczenia.
Dotąd żałował przeszłości względnie tylko do samego siebie, teraz dopiero rozumiał co utracił i zaczynał żałować tej potęgi społecznej, której nie znał i nie umiał używać właściwie. Och! gdyby dziś powrócono mu to co utracił, gdyby mógł jednem spojrzeniem poniżyć złych i wypowiedzieć im swoję pogardę! Były to szalone pomysły człowieka, który nie umiał nawet wywalczyć sobie miejsca pod słońcem i chleba powszedniego, a marzył o reformie ludzkości.
Nagle zrobił się szmer w drugim pokoju, bo naturalnie o pracy nikt nie myślał dnia tego; wbiegła młoda dziewczyna. Spojrzała na trupa, cofnęła się instynktowym ruchym, zachwiała się i omało nie padła na ziemię; ale przytrzymał ją ktoś z obecnych.