Przejdź do zawartości

Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
293

Powiedziawszy to, zaśmiał się lekko, zadowolony z własnej domyślności, widocznie oczekując jakiej oznaki, że i Wacław to uczucie podziela. Ale on stał blady i pomieszany, jakby cała scena, tak obojętnie opowiedziana przez Józia, rysowała się w tragicznej grozie przed jego oczami Nie śmiał o nic pytać, zdawało mu się, że te martwe zwłoki nakazywały poszanowanie dla tajemnic, jakie ciężyć mogły nad człowiekiem. Józio nie miał podobnych skrupułów; trącił go zlekka, jakby chciał obudzić z zamyślenia i wyrzekł z wyrazem tryumfu:
— Ja się dowiedziałem wszystkiego, tylko nie chciałem mówić. Na co komu szkodzić. Co?
— Na co komu szkodzić — powtórzył Wacław, w którym samobójca budził coraz większe współczucie, a tymczasem tryumfująca mina Józia uchodziła zupełnie jego uwagi.