Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
18

— Nie mam tego zamiaru — odparł, usuwając się, Wacław.
— Niech pan będzie szczery, pan może mi wszystko powiedzieć, ja potrafię panu być pomocnym. Nie wierzysz pan? co?
— Przeciwnie — wyrzekł z podwojoną grzecznością Wacław.
— A pan tak ze mną mówi, jak gdyby się pan mnie bał — zaśmiał się natrętny sąsiad.
— Bo widzisz pan sam, że mam pilną robotę.
— Ona wcale nie pilna; pan Mergold tylko zawsze tak mówi, że wszystko pilne. Żeby jego słuchać, tobyśmy słowa tutaj nigdy nie zamienili. Trzeba korzystać póki go niema. Jak pan tu dłużej popracuje, to i panu się to znudzi. Ale pan tu pewnie długo nie będzie, co?
I mówiąc to, znowu badawczo oczy wlepił w Wacława.
— Dlaczegóż? — spytał ten ostatni.