Przejdź do zawartości

Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
264

— Co? wykrzyknął Józio. — Ja znalazłbym panu pełno interesów.
— Znajdź pan.
Po chwili jednak przyszła mu myśl inna.
— A dlaczegóż nie znalazłeś ich pan dla samego siebie? — zapytał.
— To wcale co innego; ja powiedziałem już, że dla mnie to ładnie pracować u pana Schmetterlinga.
Patrzył na Wacława przez chwilę, a potem przysunął się znów do niego.
— Pan potrzebujesz zarobić, ja to wiem.
— Tak jest — odparł krótko.
— No, co mnie pan da, jak ja panu nastręczę zarobek?
Wacław dotyla już poznał świat, że rozumiał iż nic darmo niema na świecie.
— Żądaj pan — wyrzekł — jeśli tak trzeba odstąpię panu pewien procent od miesięcznego zarobku.