Przejdź do zawartości

Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
262

może“ — znowu jednak powstrzymał swój język i odparł tylko:
— Pan myśli może, że on bierze wiele więcej od nas?
— Naturalnie, ma przecie całe biuro na swojej głowie.
Józio roześmiał się, wzruszył ramionami, nachylił się prawie do ucha Wacława i szepnął:
— U niego taka bieda że aż strach!
— Dlaczego? — pytał znowu Wacław. — On taki zdolny, i tak obeznany z biegiem interesów.
— Aha! pan bankier wie o tem dobrze, to też trzyma go jak wróbla na sznurku, bo on płacić nie lubi.
— Ale dlaczegóż Mergold nie poszuka sobie miejsca?
— Acha! dlaczego? Pan bankier mądry, bardzo mądry. No, ja mu się nie dziwię, tylko widzi pan, niema tu co robić. Tu się nikt niczego nie doczeka.