Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
256

Pomimo całą szorstkość i dziwaczność obejścia, był on dla Wacława sympatyczny, nęcił go, nakształt trudnej do zrozumienia zagadki.
Tak upłynęło dni parę, w których daremnie starał się nawiązać przy każdej sposobności nić rozmowy, jaką mieli wówczas. Pan Mergold na te napomnienia zdawał się głuchym i ślepym, jakby najzupełniej zapomniał o tem co zaszło pomiędzy nimi. Wacław jednak zapomnieć nie mógł i znowu razu pewnego oczekiwał niezrażony na jego wyjście.
Pan Mergold swoim zwyczajem chciał go wyminąć, ale młody człowiek zatrzymał go niemal gwałtem.
— Panie — zawołał — napomknąłeś mi pan tyle rzeczy kilka dni temu, że...
— To i cóż ztąd? — odparł opryskliwie. — Powiedziałem panu wszystko, co powiedzieć mogłem.