Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
16

ro i miał widoczną chęć rozpocząć zozmowę. Wacław uniknąć jej nie mógł.
— Czemu pan mnie się nie spytał jak zrobić? — mówił, młody człowiek, rubaszny i rozrzuconej powierzchności. — Takie rzeczy robią się między kolegami, a nie należy zaraz turbować naczelnika; on to sobie zapamięta i już nie będzie miał do pana zaufania. Pan mnie nie zna, ale ja pana znam dobrze; pan tu nieraz przychodził do pana bankiera; w teatrze, na wyścigach i w dolinie widziałem pana nieraz. Ja panu chętnie pomogę.
Słowa były przyjazne i zasługiwały na podziękowanie, Wacław więc podziękować musiał. A jednak duma oburzała się w nim na myśl samę zaciągnięcia zobowiązania względem tego człowieka.
Kolega ów należał do rodzaju ludzi, których najmiej za kolegów mieć pragnął. Miał on wzrok śmiały do bezczelności, pospolite rysy, rażącą poufałość w obejściu,