Przejdź do zawartości

Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
245

stauracyi, mieszkając w najlichszym pokoju, ubierając się u najgorszego krawca, niepodobieństwem prawie było z 30-tu rublami na miesiąc związać brzeg z brzegiem.
To nowe życie pełne było częstych goryczy; na każdym kroku nowy człowiek ze starym walkę staczać musiał, a walka sama była cierpieniem. Przywykły do starannej kuchni, do pięknej zastawy, nie mógł bez obrzydzenia spojrzeć na stoły podrzędnych restauracyj, na watpliwej czystości naczynia, ani przełknąć potraw jakie mu podawano.
Ale wstręty te były niczem jeszcze, w porównaniu z innemi, które co chwila pokonywać musiał. Bielizna, w której dotąd tak był wybredny, rękawiczki, których w lecie dwa dni z rzędu nosić nie umiał, stanowiły dla niego teraz zbytek niedostępny.
Kiedy pierwszy raz wyszedł na ulicę w kołnierzyku i mankietach, które nie