Przejdź do zawartości

Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
207

czuła iż zabijały ją bezczynność i bierne oczekiwanie wypadków, które się przeciw niej obracały.
Rozumiała to dobrze i zapewne po wyjściu syna nad tym problematem rozmyślała długo bardzo, z czołem wspartem na ręku.
Od pewnego czasu czuła się chorą istotnie. Walki i niepokoje dni ostatnich, a szczególniej zawiedzione nadzieje, snute tak pracowicie i tak długo, był to cios tem trudniejszy do zniesienia, iż nic innego nie pozostało jej na świecie.
Chciała go zawołać, powiedzieć mu o tem; lecz tyle razy już nadużywała choroby, że ta nie mogła zrobić na nim wielkiego wrażenia. Znalazła się więc w położeniu pasterza z bajki, który wiecznie wołając o pomoc przeciwko wilkom, nie znalazł już wiary, gdy te rzeczywiście napadły mu trzodę.