Przejdź do zawartości

Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
200

— Ależ ja łudzić jej nie mogłem!
— A oni, czyż cię nie łudzą? — wybuchnęła kobieta. — Czemuż nie powiedzą otwarcie, że urząd dostanie ten tylko, co zapłaci za niego własną osobą, lub wprost pieniądzmi?
— Mamo! — przerwał oburzony — pan Euzebiusz nigdy by nie przyjął...
Nie przyjąłby od ciebie z pewnością i dlatego urząd w jego biurze otrzymałbyś jedynie jako narzeczony Zofii.
— To być nie może, pan Euzebiusz jest tak powszechnie szacowany!
— I cóż to ma do rzeczy? Dlaczego ma go omijać szacunek ludzki, jego, który może rozdawać posady? Dlaczego rozdawać ich nie ma tym, co umieją na nie zasłużyć? Sądziłam doprawdy, że poznałeś już trochę kulisy życia.
— Och! — wybuchnął z goryczą — poznałem je aż nadto!