Przejdź do zawartości

Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
176

nie się z nią teraz, gdy straciła łaski dyrektora, a wiedziała dobrze iż je straciła.
Nie mogła rozwiązać tego zagadnienia i nie siliła się na to w tej chwili, gdy pod drzwiami jej dały się słyszeć kroki kilku osób i gwar przyciszonych głosów.
Drzwi były na klucz zamknięte, mogła więc być spokojną.
Tymczasem od grupy ludzi, widocznie zgromadzonych na schodach, oderwała się jedna osoba, zbliżyła się do jej drzwi i zapukała lekko, dyskretnie.
— Przyszedłem w imieniu wielu wielbicieli pani podziękować za odebrane wrażenia — odezwał się głos Szreniawskiego — i prosić, czy nie raczyłabyś pani zjeść z nami kolacyi.
Otworzyła drzwi i stanęła na progu ciemnego pokoju.
Szreniawski, korzystając ze znajomości, nachylił się ku niej.