— Każda sztuka ma swoją stronę techniczną — mówił dalej — bez której istnieć nie może, która nie jest wprawdzie sztuką samą, ale która przecież do pewnego stopnia zastąpić ją może.
— Przecież talent.. — zawołała nieprzekonana jeszcze.
— Talent... talent — mruknął zniecierpliwiony — to piękne słowo, ale na scenie widzimy tylko ostateczny rezultat, w jakiej zaś mierze rezultat ten osiągnięty został zapomocą darów wrodzonych, a w jakiej zapomocą pracy, o to nikt nie pyta.
Spuściła głowę, zaczynała pojmować, że przedsięwzięcie jej nie było tak łatwem, jak sądziła.
Dyrektor zapewne czytał te wszystkie myśli w jej twarzy, a ponieważ ostatecznie zniechęcać jej nie chciał, odezwał się z przejmującą słodyczą, którą umiał kiedy chciał nadać głosowi swemu:
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/113
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
103