Przejdź do zawartości

Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
391

cych i tęsknych, jak bywają czasem wschodnie źrenice. Wacław został niemi olśniony, tyle tam było smutku, bólu i blasku. Ale spojrzenie to trwało tylko mgnienie powieki i pan Mergold znowu spuścił je ku ziemi, jak czyni człowiek zmęczony, lub jakby powierzchowność i osoba Wacława nie obchodziły go wcale. Nie odpowiedział słowem żadnem pryncypałowi, tylko skłonił się w milczeniu i na skinienie ręki jego oddalił się takim samym mierzonym i spokojnym krokiem, jakim wszedł do gabinetu.
Skinienie to zapewne tyczyło się także Wacława; ale ponieważ on nie zrozumiał tego odrazu, pan Schmetterling wyrzekł swoim jasnym, ostrym głosem:
— A więc do jutra.
Wypowiedział to dobitnie, a potem zagłębił się w papierach, okazując wyraźnie, że audyencya była skończoną.