wyobraźni, która chociażby najprzelotniejsze wrażenie podnosiła do potęgi, wytwarzała męczarnie z chwilowej zwłoki i przedstawiała myśli najstraszliwsze obrazy.
— Ale dlaczegóż, dlaczegóż? — pytał.
Miała już czas uspokoić się trochę, spiesznie otarła błyszczące oczy, z których łzy zniknęły bez śladu, jak krople wiosennego deszczu pod ożywczym promieniem słońca, i uśmiechnęła się cała zarumieniona.
— Dlaczegóż? — powtarzał ojciec, dla którego spokojnej natury córka stanowiła nieustanną zagadkę.
— Alboż ja wiem? — odparła z odcieniem niecierpliwości, bo teraz była już zupełnie ogarniona uczuciem szczęścia.
Zwracała się ku drzwiom prowadzącym wewnątrz domu, nasłuchając turkotu i kroków szybkich. Minuty, konieczne ażeby podróżny zajechał przed dom, wyskoczył
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/31
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
25