Przejdź do zawartości

Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
185

Milczała, nie dając oznak gniewu ani żalu. Nie należała do tych, co dziwią się czemukolwiek na świecie, ani do tych, co chowają urazę za porażkę. Wacław był tak piękny w tej chwili, z oczyma płonącemi szlachetnem oburzeniem, iż rozumiała dobrze, jak trudno go się było wyrzec i nie mogła Reginie tego brać za złe. Pobita przecież na razie, nie dawała za wygraną, przeciwnie, gotowała się do odwetu; rachowała na czas, na powolne działanie doświadczenia i rozsądku, które mogło zniweczyć jeszcze sercowe porozumienie młodej pary.
Miała też prawo rachować na nie tem śmielej, że przysięgi i postanowienia młodej pary pozostawały dotąd w sferze idealnej, że oboje ani jednem słowem nie zaczepiali o praktyczne trudności, o których nie mieli jeszcze jasnego pojęcia.
Niespodzianie jednak Regina zwróciła się do niej. Twarz jej zachowała poważny,