Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

go słowa, żadnego przyrzeczenia, którego ona bez zezwolenia i rady rodziny swojej dać nie miała prawa.
— Mogłeś pan hrabia oszczędzić sobie i mnie tego go pytania, odparłem dumnie. Powiedziałem raz, że czekać będę, aż księżniczka sama odda mi swoje serce i rękę.
— Dość hardo, wyrzekł hrabia; ale dzisiaj zapominasz pan, że Idalia, choćby chciała, niema prawa tego uczynić.
— Ja czekać będę, odparłem nieco szyderczo.
Z kolei gniew zawrzał w Herakliuszu.
— Widzę, że próżna była rozmowa nasza, wyrzekł urywanym głosem; ale zapewne nie wyobrażasz pan sobie, że pozostawię tutaj księżniczkę. Ta sielanka skończyć się musi. Jutro zaraz opuścimy Maniowę.
— Jeżeli o mnie chodzi, panie hrabio, to mam sobie za obowiązek oświadczyć, że wszędzie gdzie będzie księżniczka, spotkasz mnie pan na drodze swojej. Wolno jest wierzyć mi lub nie wierzyć, ale ponieważ los zrządził, iż pokochałem kobietę wyżej odemnie stojącą położeniem towarzyskiem, nie odstąpię jej dlatego, że świat potępić mnie może i miłość moją nazwać wyrachowaniem. Usprawiedliwienie moje leży jeśli nie w przeszłości, która nikomu nie daje prawa wątpić o mnie, to w przyszłości mojej, w szacunku i szczęściu księżniczki. Gdziekolwiek ona będzie, pójdę za nią, póki sama mnie nie odepchnie, póki jej własne usta mnie nie potępią.
Hrabia wpatrywał się czas jakiś we mnie z wyraźnem zdumieniem. Znać nie spodziewał się spotkać tyle energii i otwartości. Dyplomacya jego była znowu wytrąconą z kolei. Zrozumiał, że mnie lekceważyć nie mógł, że miał godnego siebie przeciwnika, i odrazu zmienił taktykę. Wargi blade, drgające, znów zmusił do uśmiechu.
— Nie dziwię się, rzekł z błyskawicą zawiści, która