Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łała jej przestrach. Ta nikczemna miłość jaką jedynie zdolny był uczuć, nie rozwidniła pojęć jego, nie rozszerzyła horyzontu myśli. On mógł kochać jej piękność tylko, bo tej jednej dosięgał miarą swoją. Jej duch, jej serce były dla niego tajemnicze, zaledwie domyślał się ich istnienia.
— Idalio, mówił nie odbierając odpowiedzi, nie naigrawaj się ze mnie. Znałaś mnie dotąd pokornym uległym; dziś lękaj się gniewu mego, lękaj się zemsty!..
Chciał zbliżyć się do niej, alem ja stanął między niemi; jedną ręką wspierając Idalią, drugą zasłoniłem ją od dotknięcia jego, jak od jadowitego gadu.
— Czy nie widzisz pan, wyrzekłem, że księżniczka nie zdoła cię usłyszeć. Kogo chcesz przestraszyć groźbami swemi? Ja się ich nie ulęknę i gotów jestem zawsze i wszędzie odpowiedzieć na nie.
Te ostatnie słowa wymówiłem tak, by Idalia ich nie dosłyszała. Nie dowierzałem jej zamyśleniu, lękałem się jakiembądź uczuciem wstrząsnąć znowu jej duszę zbolałą.
— Idalio, szepnąłem, nachylając się jej do ucha prawie, Idalio! nie lękaj się niczego; jesteś ze mną, z pod mojej opieki nikt cię wydrzeć nie potrafi.
— Jak tu straszno! wyrzekła, oglądając się w koło z dreszczem trwogi, jak tu straszno!
I przymknęła oczy, jakby przed rzeczywistością uciec chciała.
— Idalio moja! wołałem, cisnąc do ust jej zimne dłonie.
— Ja już niczyja, Edwardzie, odparła otwierając mdlejące powieki i spoglądając na mnie i na Herakliusza z grobowym spokojem.
Próżno łudzić się chciałem: w jej głosie; w jej oczach, w jej słowach czytałem straszną przepowiednię.
Z kolei nachyliłem się do hrabiego, który blady, z zaciśniętemi usty, stał o kilka kroków.