Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lecz niespodziewanie przyszły inne — dał do nich hasło Ossoliński.
— Późno już! — zauważył. — Pani oboźna i za miesiąc mi nie przebaczy, żem nie zdążył z noworocznemi życzeniami!...
— Która może być? Która może być?...
— Chyba trzecia!...
— Ah, mój Boże — pani wojewodzina już tam pewno ze dwóch konnych za nami wysłała... szukają nas po Ujazdowie... a my z audencyi cesarskiej!...
— Żanetko — na miły Bóg — aby mnie nie zdradź!...
— Ja ciebie zdradzać?... A, moja droga!...
— Bo przecież mój mąż nie wie!... Wziąłby mi za złe!...
— Ja myślę, taki mąż! — wybuchnęła Żanetka, lecz spostrzegłszy pomięszanie szambelanowej, złagodziła pospiesznie. — Żadnemuby się to nie podobało!... Oho! Ja wiem! Prawda kuzynku?...
— Dlaczego? Z cesarzem rozmawiać!... Phi!... Czyż to komu ujmę przynosi?...
— Prawda — prawda! — przerwała żywo pani Walewska. — Tylko zawsze dałoby to powód do... Zróbcie to dla mnie!... Ani słowa nikomu!... Powiemy... powiemy...
— Że nam koło spadło! — pomogła Żanetka.
— Wybornie, że koło spadło — podchwycił Ossoliński — i musieliśmy szukać kuźni!... Domagalski słyszycie?... Jakby się was pytano, powiecie, że koło nam spadło.
— Uważam, jaśnie oświecony panie... tylko że jedziemy saniami!...
— Ach, prawda!...
— Co robić?
— Więc popsuła nam się płoza — dość, że nie mogliśmy jechać!... Oj — żeby pani wojewodzina wiedziała... żeby wiedziała!...