Strona:Wacław Gąsiorowski - Mędrala.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sprawę w sądzie był zawzięty, czy to, że miał swoją kalkulację za nic się zgodzić nie chciał inaczej, jak żeby mu dano dwa razy tyle ziemi co ma, nie licząc morgów za krowy i paśnik.
Zjechał do Słomkowa komisarz układy zatwierdzić, przybył i jeometra grunta wymierzać, ale Michał ani słuchać nie chciał. Tłomaczyła mu żona, sąsiedzi, wreszcie sam komisarz do zgody namawiał — nic to nie pomogło.
— Co mnie — powiada Stęporek — za niewola! Zachciało się dziedzicowi mego gruntu, niech zapłaci tyle, ile mnie się podoba!
— I cóż wy tu sami na pustkowiu robić będziecie?...
— A toż samo, co i teraz!
Minęło lato i zima, dawny Słomków zaczął się powoli wyludniać. Ten i ów na nowym gruncie chałupę budował, stodółkę stawiał i wkrótce hen, na skraju Słomkowa, wyrastały chaty, błyszczące zdala nowym poszyciem i jaśniejące świeżem bieleniem. I Stęporek ani się nie obejrzał, jak został sam na pustkowiu bez sąsiadów. Markotno mu było i tęskno, ale przed sobą do błędu się nie przyznał, dowodząc głośno, że nie on, ale tamci układu pożałują.
Po pewnym czasie w Michałowej chacie zjawił się karbowy ze dworu i usilnie zachęcał Stęporka do zgody, zapewniając, iż dziedzic skłonny jest do ustępstw i, by się raz na zawsze odsepa-