Strona:Wacio nauczycielem.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prostokątach, nie mogę zrobić zadania...
Wacio. (wstaje przerażony i zlany potem.) No, na dziś dosyć, jutro odrobimy rachunki (do siebie) Nie zobaczą mnie tu więcej, Tadzio miał rację. (drzwi się otwierają, wchodzi Marjan i Tadzio, Marjan na widok ucharakteryzowanego Wacia, wybucha śmiechem.)
Marjan. Cha, cha, cha!
Dzieci. (za nim) Cha, cha, cha, cha! (biegną i witają Marjana z radością)
Julek. Lekcję będziemy mieli, prawdziwą lekcję! Dowiem się jaka część mowy atoli?
Marjan. (głaszcze po głowie) Dowiesz się, dowiesz, mój dobry, kochany chłopcze...
Julek. (patrząc na Wacia z tryumfem). Aha, widzi panicz, pan Marjan nikim nie gardzi, powie wszystko.
Tadzio. (do Wacia) Słyszeliśmy z drugiego pokoju wszystko... Coś ty plótł, coś wygadywał! To zgroza! Przekonałeś się chyba, że niezależność zdobywa się wiedzą. Pójdźmy stąd... A zdejmij czemprędzej ten swój niezależny kostjum... Istna maskarada! (wychodzą, Marjan siada przy stole i rozpoczyna lekcję.)

Zasłona spada.
KONIEC