Strona:Wacek i jego pies.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

organizacji i obowiązki wasze, kolego. Jeżeli przyjmiecie je, to złożycie nową przysięgę i zaczniecie pracę. Teraz powracajcie do domu, ale starajcie się, żeby nikt nie widział was i nie domyślił się skąd powracacie! Cześć, kolego „Rysiu“!
Wacek, dumny i uszczęśliwiony, powracał do gajówki brzegiem rzeki i szosą aż do miejsca, gdzie niegdyś usłyszał żałosne wołanie pani Karskiej i płacz Zosieńki.
Na szosie spostrzegł tylko dwie kobiety z grubymi książkami do nabożeństwa. Szły zapewne do miasteczka na nieszpory.
Teraz już był spokojny.
Będzie pracował dla obrony Polski.
Zrobi wszystko, co jest w jego mocy, poświęci życie swoje, żeby dokonać czynów, które nie umrą razem z nim.
Dziękował gorąco Bogu, że spełnił jego prośbę.
Czekał z niecierpliwością na powrót gajowego, a kiedy Mikuś zaczął szczekać, zwęszywszy go z daleka, Wacek wybiegł naprzeciwko Strunowskiemu.
Student szedł wygwizdując jakąś skoczną melodyjkę i jak zwykle uśmiechał się do chłopaka.
— Głodny jestem jak wilk! — zawołał podchodząc do bramy i wciągając powietrze nosem.
— Kapuśniak? — spytał.
— Odgrzewam kapuśniak z boczkiem, przysłanym nam od komisarza — odparł wesołym głosem Wacek.
— No, toś się gracko spisał! — pochwalił go student.