Strona:Wacek i jego pies.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Szedłem właśnie do was, by powiedzieć, że pan leśniczy obwodowy zezwolił tym młodym ludziom — panom Flemmingom polować w rewirze pana...
— Bardzo się cieszę! — odparł swobodnie student. Wskażę tym panom dobre miejsca, w których się trzyma zwierzyna. Poproszę tylko o pozwolenie pana leśniczego na piśmie z pieczątką, urzędową, gdyż inaczej nie wolno mi wykonywać rozkazów władz. x
Wacek bacznie wpatrywał się w wyrostków. Przecież oni to poranili i okradli panią Karską i małą Zosię.
Mikuś, spostrzegłszy, że Szumacher zajęty jest rozmową, wypad! nagle z krzaków i z głuchym rykiem popędził ku niemu.
Na szczęście Wacek w porę spostrzegł swego psa i krzyknął rozkazująco:
— Mikuś do nogi!
Pies skręcił w bok i podbiegł do chłopca.
Miał nastroszone kudły na karku, kłapał zębami i drżał cały.
— Radzę wam zastrzelić tego psa, bo możecie mieć przez niego poważne przykrości, a nawet dostać się do więzienia! — z pogróżką w głosie mruknął Szumacher.
— Pies spełnia swój obowiązek — nie wpuszcza obcych do rewiru — wzruszając ramionami odparł student.
Po chwili zaśmiał się i dodał:
— Raczej warto mu nadać medal zasługi...
Szumacher nie żegnając Strunowskiego oddalił się pośpiesznie, co chwila oglądając się podejrzliwie.