Strona:Wacek i jego pies.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stanęło na tym, że komisja przybędzie do gajówki nazajutrz koło południa.
Wacek pożegnał wkrótce panów, którzy uścisnęli mu ręce jak dorosłemu i równemu sobie mężczyźnie, wsiadł do wózka i popędził Siwka.
Chciał koniecznie zrobić wycieczkę do puszczy.
Coś dziś ciągnęło go tam ze zdwojoną siłą.
Poza tym postanowił zabrać ze sobą Mikusia, po raz pierwszy po chorobie.
Pies czuł się już zupełnie dobrze. Był wesoły, miał przerażający apetyt i szybko tył.
Mikuś coraz częściej wychodził przed bramę, wpatrywał się w puszczę i wsłuchiwał w jej szum. Powróciwszy do domu, chodził po nim, głośno węszył, stawał przed Wackiem i trącał go nosem, jak gdyby o coś pytając.
Wacek zrozumiał w końcu, że pies próżno szuka tych, którzy odeszli na zawsze, a nie znalazłszy żadnego po nich śladu, pyta się Wacka, gdzie są?
Chłopak nie wiedział, jak wytłumaczyć Mikusiowi, że gajowy i jego smutna zawsze, schorowana > kobieta nigdy już nie powróci do puszczy i do cichego, jasnego domku.
Pies, widząc pochmurną, poważną twarz Wacka, podwijał ogon i zmartwiony odchodził ze spuszczonym łbem.
Czy rozumiał myśli chłopca bez słów, czy też smutek jego udzielał się Mikusiowi, a może przypomniał sobie dzień, w którym leżeli obaj z gajowym w krzakach przebici kulami?
Wacek zastał w gajówce gości.