Strona:Wacek i jego pies.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ziemię, wskakiwał nagle, odbiegał i znowu powracał.
Był to zapewne młody wilczek.
Chciał się zabawić i do zabawy zachęcał tak bardzo do siebie podobnego Mikusia.
Wreszcie pies nie wytrzymał.
Rozpoczęła się zabawa.
Nowi przyjaciele poczęli ścigać się, borykać, kryć się w gąszczu i szukać.
Dwa szare cienię śmigały w krzakach i śród drzew.
Kilka razy przemknęli tuż koło Wacka, lecz rozbawione nie zwęszyły chłopca.
Wacek poszedł dalej sam.
Zdyszany Mikuś dopędził go niebawem.
Jak gdyby przepraszając lizał go po rękach i zaglądał do oczu.
O kilkanaście kroków od nich przekradał się przez puszczę wilk, przyglądając się uważnie człowiekowi, swemu najstraszniejszemu wrogowi.
Wacek mógł dokładnie mu się przyjrzeć.
Teraz sam już przekonał się, że jego Mikuś prawie niczym od dzikiego wilka się nie różnił. Miał tylko odrobinę ciemniejszy grzbiet ii nie tak obfitą kitę. Wilk towarzyszył im aż do rzeki.
Dalej nie poszedł i pozostał w rewirze pana Piotra.
Wacek razem z Mikusiem przebrnęli rzekę, płytką w miejscu, gdzie czyniła zakręt, i weszli do rewiru sąsiada pana Piotra.
Mikuś, nie znając tej części puszczy, nie odbiegał daleko od chłopca.