Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W kwadrans potem śpiący dwór zaroił się od ludzi i ogni; zatętniały kopyta koni, pociągnęły gromady służby, świecąc sobie smolniakami. Przy Józiu zastano Kalasantego i Rwęckiego, nieśli go ostrożnie na skleconych z gałęzi noszach. Żył jeszcze, ale mówić już nie mógł.