Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciotka, ani Józio nie będą się bardzo rozpytywali, cośmy robili w miasteczku... Masz renomę cnoty i jakoś wogóle... raźniej razem...
— Więc ja mam pokrywać wasze... birbantki? Ani myślę...
— Ee! Bo ty zaraz wyjeżdżasz... Birbantki... Jakie birbantki?... Wypijemy butelkę lipcu i... poszczypiemy trochę ładną dziewczynę... Wielka zbrodnia!?
— Obrzydliwość!...
— Co ty wiesz?... Nic ty nie wiesz!... Próbowałeś, czy co? Symplak jesteś i tyle! Zły kolega! Jechał cię sęk! Może się jeszcze na nas poskarżysz? Co?
Odął wargi i szybko się odeń oddalił.
Kazio również odął wargi i odszedł w stronę przeciwną. Już nie miał ochoty iść do lasu, postanowił pójść do bibljoteki i do końca wakacji... zagrzebać się w książkach.
— Jeżeli mają mię za lizusa, zdolnego do zdrady, to obejdę się bez nich, niech wiedzą!...
Wszedł na bibljoteczne schodki i zaczął grzebać na najwyższej półce wśród najgrubszych i najuczeńszych dzieł.
Przy tem zajęciu znalazł go Antoś i ściągnął za nogę na ziemię. Omało się nie pobili.
— Cóż to za gwałt!... — wołał Kazio, odpychając przyjaciela łokciem.
— Oho! Ty, widzę, na serjo się gniewasz!... Przestań, Katonie, przestań!... Pluń na wszystko! Jedź z nami... Życie jest krótkie!... Dziś właśnie