Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wierszyk doskonały! Okrągły, jak kula!... Nie ma ani początku, ani końca, ani żadnej rzerzy, która jego jest... ino sam środeczek! A w tym pulchnym środeczku, jak w buzi, siedzi morał następujący:

Nie uśmiechną ci się zdala
Koralowe dziewcząt usta,
Nie zawita ci myśl pusta!...

— Tak, tak... Medyku, nudziarzu... Pozostanie po tobie pustynia. Więc wędruj. Albowiem powiadam ci, że koniec końców utkniesz w gąszczu dobrej klienteli... Wszystko głupstwo, a pieniążki grunt... Były, są i będą po wsze czasy. Święta trójca wieczności, w trzech osobach, zarówno u buddystów, jak u innych... narodowości! Co, może nie?
Karpowicz udawał, że się śmieje, ale Kazio pięści zaciskał.
— Doprawdy, zbiję go, zbiję tego cyninika!... — szeptał do Antosia. Ten przytrzymywał go za rękę i śmiał się.
— Daj pokój!... Przecie on żartuje i to, doprawdy, zabawne...
Żartom Izydy kres położył Orsza, który przysłuchiwał się rozmowie młodych od dłuższego czasu i rzekł nagle głuchym i smutnym basem:
— Oj, przestańcie się bawić, bo źle się bawicie!
Nastało ogólne milczenie.