Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/483

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Nas zsadzają z parowca. Proszę zaraz przyjść. Sara“.
— Gdzie?… Co?…
— Wyjechały… Wsadzili na łódkę z rzeczami i powieźli…
— Dlaczegóż nie uprzedziłeś mnie wcześniej!… Co takiego?… To niemożliwe!
— Istotnie niemożliwe!… Gdybym ja w takiej okazji… pokazał się w pierwszej albo drugiej klasie… To i mnie bez długiego zachodu wywieźliby! A wtedy co… Panby się nic nie dowiedział. A co jabym począł w takiej dziurze jak Kolombo? Niech pan rozważy… po sprawiedliwości!… Przecież pan mnie nie obroni!
Różycki patrzał na chłopa jak skamieniały.
— Zaco?… Z jakiego powodu?
— Nic nie wiem! Powodu nie potrzebują! Tu „republika“! Nie gadali… Posadzili i wywieźli… z rzeczami wywieźli… niedawno… Bardzo ją żałowali żołnierze… — powtarzał.
Różycki dał mu drobną monetę i pośpieszył do trzeciej klasy.
W jadalni i kajutach zostało bardzo mało ludzi; wszyscy pośpieszyli na ląd, zmęczeni długim przejazdem. Zajrzał do kabiny, zajmowanej przez Sarę i Kate i przekonał się, że istotnie były zupełnie oczyszczone z rzeczy i pakunków. Jacyś nieznani mu przedtem „wschodni ludzie“, których odszukał w „kolorowej kajucie“, nic nie umieli objaśnić. Nie mówili ani po francusku ani po angielsku. W ostateczności posta-