Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szernym dziedzińcu pobliskich koszar odbył się przegląd kilku rot, uzbrojonych we współczesne karabiny i ładownice. Maszerowali, zwijali i rozwijali szeregi, padali na ziemię, rozpierzchali się i zbiegali, stosownie do sygnałów trąbki i komendy. Nabijali broń i składali się do strzałów, wszystko dość poprawnie. Szczególnie ładnie wyglądały barwne chorągwie oddziałów z wyszytemi na nich smokami.
Przegląd zakończył się gimnastyką wojskową, która przewyższyła wszelkie oczekiwania. Żołnierze chodzili na rękach, wdrapywali się na maszty, robili młynki na drążkach i barach, wreszcie fikali w powietrzu koziołki ze zręcznością cyrkowców…
Nie wiem, jaką to mogło mieć wartość strategiczną, ale zauważyłem, że nasze zdumienie zrobiło wielką przyjemność generałowi…
Do Wu-czań-fu nie udało mi się dostać. Nadeszły niepomyślne wieści. Musiałem wracać.
Wojna wschodnia od samej Japonji biegła za mną w tropy… Wybuchła w kilka dni po moim przybyciu do Warszawy…
Z niezmiernem zajęciem śledziłem jej przebieg, choć ani chwili nie wątpiłem o rezultacie.
Obudzi się Wschód… — wspominałem proroctwo poety.
Obudziła się Japonja. Korea została wstrząśnięta w sennym letargu wiekowym utratą niepodległości. Pewny jestem, że ją odzyszcze, od-