Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdzie w okolicach Chań-kou i An-cinu tworzy zamulonemi łachami prawdziwą krainę „Tysiąca jezior“, między innemi słynne jeziorzyska Tun–tin-chu i Peń-nan-chu — małe morza wewnętrzne.
Jań-tze-kiań — zwana w mowie potocznej przez Chińczyków poprostu „Kiań“ — rzeką — zbiera deszcz oraz wodę źródlisk na przestrzeni bezmała 200.000 kwadratowych kilometrów, a więc większej niż Królestwo Polskie z Małopolską. Cóż dziwnego, że ujście tego olbrzyma wygląda, jak morska cieśnina, że z łatwością dźwiga on na swych nurtach aż do Chań-kou morskie okręty.
Podanie głosi, że w dorzeczu Jań-tze zrodziła się chińska kultura. Tu też najżywiej biją stare tradycje, tu najczyściej przechował się szlachetny typ Chińczyka o migdałowych, wcale nieskośnych oczach, o przyjemnym owalu twarzy, o ustach drobnych, o mało wystających policzkach, o nosie garbatym — typ żywy, inteligentny, ruchliwy, z małemi rękoma i stopami, z cienkiemi, smukłemi kośćmi. Wielu wysokich i zgrabnych.
Kobiety trafiają się wprost czarujące. Widziałem kilka śpiewaczek w Szan-chaju, które wszędzie uchodziłyby za skończone piękności.
Już jesteśmy daleko od ujścia, a brzegi nie na wiele się zbliżyły. Widzę przez lornetkę, że pokryte są gęsto lasami, czy też ogrodami. Z poza tych zarośli tu i owdzie wystają czuby kopcowatych gór. Na górach bieleją domki, pagody,