Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu to prawo, gdyż on jeden był pokrzywdzony przez złamanie danej mu obietnicy… On jeden… Nikt inny, nikt więcej… Tylko on i tylko za naruszenie danego słowa… Bo kochać… Ona i tamtego kochała i tamten ją kochał, jak i Takeo, i cierpiał!… A może Takeo jej nie kochał i ożenił się tylko dlatego, aby mieć potomstwo i gospodynię w domu!? Może dlatego nie mścił się?… Może wolał zataić zdradę, aby nie rzucić cienia hańby na ród swój?… A teraz porzuci ją, odejdzie w milczeniu?…
Jakaś czarna pustynia, niezmiernie posępna i mroczna otwierała się przed nią. Wolałaby już szybki i pewny cios.
— Misawa-san, Misawa-san, straszne rzeczy!… — krzyknęła nagle zdołu z podwórza Teruci.
— Niech pani idzie! Znaleziono ubranie Nojo-sana… Utopił się!…
Misawa zbliżyła się nieśmiało do otwartej „szodżi“ — wyjść na balkon nie śmiała. Ale i stąd widziała wybornie, jak rybaczki, dzieci i przybyli majtkowie zebrali się w jedno miejsce na brzegu, rozglądając i rozciągając jakieś płaty w powietrzu.
Tłum ciekawych biegł pośpiesznie ku nim z ulicy.
Po niejakim czasie wszystko to zwróciło się twarzą ku jej domowi.
Misawa z cichym jękiem cofnęła się w głąb pokoju.