Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

naszego domu?… Jeden ślad był nagiej stopy!… Doprawdy, dobrze pamiętam!… — domyślała się Teruci.
— Co pani jest? Niech się pani uspokoi! Już to się niedługo skończy! Widział ktoś naszego pana niedawno w pociągu! Wróci więc czcigodny niedługo i wszystko ucichnie, uspokoi się, będzie znowu dobrze!… — pocieszała zdziwiona mieniącą się na twarzy Misawę!
— Gdzież go widziano?… Tutaj?… Czy nie wstępowałaś na pocztę po listy? — spytała Misawa złamanym głosem.
— Ależ listy przynoszą do domu… A gdzie pana widziano, nie wiem, nie mogli mi dokładnie powiedzieć!…
— Może list jaki został?… Poczciwa Teruci, idź zaraz i dowiedz się!…
Musiała zostać sama, aby zebrać myśli i uspokoić wzburzenie. Chciała w dodatku raz jeszcze przejrzeć dokładnie ową skrytkę, do której w pośpiechu zgarnęła pamiętnego ranka rzeczy Noja. A co, jeżeli tam został jaki drobiazg, kapciuch, fajeczka, bilet wizytowy i Takeo przyjedzie i znajdzie go!
Drętwiała na samą myśl o tem.
Otworzyła szeroko „szodżi“, aby mieć więcej światła, i szukała pilnie, spoglądając od czasu do czasu w rozpogodzoną na chwilę dal morza.
Wieczór zbliżał się i zdaleka, po zwełnionej, szaro-błękitnej toni płynęły z pod obłocznego nieba ku przystani kończate żagle rybacze jasno-