Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jak siedział bez ruchu, z opuszczonemi na oczy powiekami.
— Musisz prędko postanowić… Jeszcze dziś w nocy… Inaczej nie uda się…
— A może to wszystko… nieprawda!… — odparł z bladym uśmiechem. — Może przywidzenie, albo intryga!?…
— Jakto?… Czyjaż to intryga!?… Zresztą będziesz mógł się sam przekonać…
Chacisube wsunęła ciekawie nos do pokoju.
— Może wam dać świeżej herbaty!… A może brak wam gorącej wody?
— Idź, idź!… I nie przychodź więcej! Dawaj imbryk!… Kładź się zaraz spać i Matsu niech się też położy… My mamy wiele do gadania… Proszę nam nie przeszkadzać!…
Chacisube cofnęła się i zasunęła wolniutko przegrodę. Jokojama długo milczał, poczem podpełznął ku zaworom i odsunął je nagle napowrót. Chacisube klęczała opodal pod ścianą…
— Co ty tu robisz?… Słyszałaś, com powiedział!?…
— Słyszałam. Ale właśnie… mysz… gryzła pod podłogą!… Nasłuchiwałam więc, w której stronie… Zepsuje, niech bronią nas dobroczynne bóstwa, nowiutkie maty!…
— Dobrze, już dobrze! My tu już będziemy czuwali nad twojemi matami!
— W dodatku, gdzie się mam położyć, jeżeli… będziecie tutaj gadali noc całą?…