Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cztery miesiące upłynęło od bitwy nad Jalu.
Cztery miesiące armja Kurokiego przesączała się z wielkim mozołem przez niesłychanie górzystą, dziką i bezludną krainę, aby, zatoczywszy ogromne półkole, odciąć od północy i wschodu odwrót armji rosyjskiej.
Cztery miesiące nieustannych walk o każdą przełęcz, każdy wąwóz, każdą dolinę i rzeczną przeprawę…
Cztery miesiące niedospanych nocy… Cztery miesiące uciążliwych marszów w spiekotę, w ulewy, w zimne górskie wichury, często na połowie racji. Cztery miesiące noclegów w błocie, lub na twardej opoce…
Ale gorsze, niż to wszystko były bezczynne wyczekiwania rozkazów na zajętych pozycjaech, w okopach lub poprostu w ukryciu za rumowiskami skał.
Linja ogromnej armji, rozciągnięta na dziesiątki kilometrów, posłuszna żelaznej woli wodza, posuwała się niezmiernie prawidłowo, niby skrzydło olbrzymiego, żywego niewodu wśród skamieniałych fal ziemi.