my tacy pod wieczór, że nie daj Boże... Bo i ja pracuję — dodała żywo kobieta.
— Ciężko we Francyi... — wstawia ktoś trzeci.
— A jednak wracacie!...
— Ha, cóż robić, kiedy Polska chleba nie daje!...
Rozmowa zaczyna wszystkich żywo interesować. Nie mam jednak czasu, żeby ją długo prowadzić. Obiecuję wrócić i przepycham się dalej ku restauracyjnemu wagonowi.
Po drodze mijam klasę drugą — tę pośledniejszą. Wagony zdrożone, odrapane, zaśmiecone. Również pełne Polaków. Wśród nich poznaję dwóch młodych ludzi, których witałem w Gdyni, gdy przyjechali z wycieczką Związku Narodowego z Ameryki, prowadzoną przez p. Hinkelmana. Przyjazne uśmiechy, uścisk dłoni, okrzyki zadowolenia.
— Już wracacie?
— A wracamy... Pan Hinkelman i inni już dawniej wrócili. Ale my byli dwa razy na wystawie, raz z wycieczką, a drugi raz to my zawieźli na nią naszych krewniaków. Udała się ta wystawa, oj, udała... My szczerych angielskich Amerykanów tam widzieli, co się jej bardzo dziwowali. Za rok będziemy mieli „ichnią“ wystawę w Chicago... Już się szykują... Zapowiada-
Strona:Wacław Sieroszewski - Wrażenia z Ameryki.djvu/5
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.