Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Herbaty nie mam, ale wrzątku dajcie. Wypiję z chlebem. Czy nie można dostać szczypty soli?
— Wszystkiego można dostać, jeżeli pan ma pieniądze. Ale powiedziałem już, że zakupy robi się tylko we wtorki i piątki.
— A czy pożyczyć od kogo nie można?
— Może i można!... To zależy. Jeżeli pan tu kogo zna... Co?... To chyba!... Niech pan powie jakie nazwisko... — chytrze pytał klucznik...
Józef już chciał wymienić Butterbrota, ale wporę ugryzł się w język.
— Nie znam nikogo. Dajcie tymczasem czystego wrzątku.
Aresztant, stojący ztyłu za klucznikiem i pilnie przysłuchujący się rozmowie, nalał mu w podany kubek gorącej wody. Okienko zatrzasnęło się zaraz i Józef, siadłszy na stołku, zabrał się z rozkoszą do śniadania. Jadł wolno, po chłopsku, skrupulatnie podbierając opadające na stół kruszynki chleba i rozmyślał o tem, co ma wystukać swoim sąsiadom.
— Nie jest znowu tak źle. Wszędzie są ludzie! Jak się dowie szczegółów o zwyczajach więziennych i o tem, co mu się należy, to nie pozwoli się krzywdzić!... Te żydki wydają się jakieś poczciwe dusze, chociaż es-deki! Napisali zaraz do niego! Najgłówniejsza, jak dać znać rodzicom, że jest tutaj na Pawiaku i że nic mu się nie stało. Matka napewno rozpacza, szczególniej, jeżeli ta moskiewka ze „stróżówki“ po-