Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mniejszego wrażenia. Obolałe ciało, potłuczone kości, żądały wypoczynku, możności wyciągnięcia się choć na chwilę swobodnie i bezpiecznie. Ale prycza była zamknięta na kłódkę; usiadł więc na stołku i, oparłszy łokcie na stole, momentalnie się zdrzemnął. Jak długo spał, nie wiedział, zbudził go dopiero stuk otwieranego we drzwiach okienka.
— Spać nie wolno, nato jest noc, słyszysz, ty! — rzekły girubjańsko wąsy i nos, ukazując się w kwadratowem oknie.
— Co więc mam robić!?
Nos i wąsy zniknęły bez odpowiedzi, okienko zatrzasnęło się, lecz w małej szparce „judasza“, mieszczącego się tuż ponad furteczką, przez długą chwilę widział Józef śledzące za nim oko.
Podniósł się więc z siedzenia i zaczął ciężko przechadzać, żeby sen odpędzić.
Głód mu dokuczał.
— Kiedyż nareszcie dadzą jeść? — rozmyślał, oglądając odrapane i pokreślone startemi napisami ściany. Wśród nich najczęściej powtarzał się alfabet, rozstawiony w następującym porządku:

a b c d
e f g h
i k l m
n o p r
s t u w
y z ż