Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w stronę więźnia. — Czy to wyście go tak ubrali?
— Gdzie tam! — roześmiał się policjant i mrugnął znacząco okiem. — Nam nie wolno. Oporządzili go złodziejaszki z naszego cyrkułu. To syn stróżów, co ich chwytać pomagał, więc za to!
— Aha! Syn stróżów. A sam za co?
Stójkowy wzruszył ramionami.
— Nie wiem. Kto ich wie. Nie badano go u nas. Pewnie z polityki.
W tej chwili wezwano wszystkich do kancelarji. Pisarz wpisał do książki cyrkułowej pokwitowanie z odbioru więźnia, poczem stójkowi odeszli, zostawiając Józefa w rękach uzbrojonych w rewolwery kluczników w czarnych wojskowych uniformach z zielonemi wypustkami.