Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— U nas też był taki!... — ozwało się kilka głosów.
— I byli tacy wśród nas, co im się to podobało... — rozpoczął znowu, odetchnąwszy głęboko, prelegent.
— Inny znowu znęcał się, dyktując i każąc pisać najgorsze wymyślania na cały naród polski, na naszą wiarę, na naszą ojczyznę, na Kościuszkę, na Kilińskiego, nawet na Sobieskiego i Stefana Batorego... A wszędzie i zawsze nagradzano zdradę i lizuństwo, karano najsurowiej koleżeństwo. Tymczasem, czy jest coś milszego nad koleżeństwo?... Przecie... czyż nie jesteśmy wszyscy bracia, synowie tej samej ziemi?...
Rozległy się oklaski.
— Niech żyje koleżeństwo!... — ozwały się nieśmiało głosy.
— Panowie, proszę o spokój!... Nie jesteśmy jeszcze w wolnej Polsce! Więc proszę ciszej! — upomniał przewodniczący.
— Bo co to jest koleżeństwo? — ciągnął dalej brunecik. — Koleżeństwo jest to rzecz najmilsza. Pochodzi od wyrazu kolega, a co jest kolega, wszyscy wiemy. Kolega jest to ten, co nie zdradzi, nie wyda, nie lizusuje... Ten, co zawsze ma odwagę, nie porzuci ani w złem, ani w dobrem, co w razie czego narazi się, w potrzebie wspomoże, podzieli się ostatniem... Kolega koledze nie skłamie i zawsze dotrzyma słowa, choćby nie wiem co... Jak wypadnie, to dobry kolega przyjmie na siebie w milczeniu winę ca-