Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wieszonych, za dręczonych po więzieniach, zesłanych, skatowanych, zabitych na Sybirze, umierających w kopalniach i lazaretach... postanowili odpłacić, żeby im lżej było ginąć, żeby wiedzieli, że są na świecie tacy, co o nich myślą... A te ich katy, żeby też drżały, żeby czuli, że to ludzie, a nie jakieś nieodpowiedzialne szczenięta!... Tak to!... Rozumiesz, towarzyszu? Co?... Nieprawda, że to było fajnie obmyślone i słusznie, z serca... Otóż zamierzyli ci Mściciele w pewnym celu ograbić jednego żyda burżuja, bo partja nie miała pieniędzy, a bez pieniędzy to żadna robota. A dopiero jakby te wielkie pieniądze wzięli, toby użyli je na politykę, na zamachy, na broń, na organizację... Otóż wzięli te pieniądze i choć niedużo, ale zawsze dość i mieli zaczynać, cóż kiedy djabeł poplątał; ten najstarszy, który wziął monetę na przechowanie, zaczął hulać przed czasem, więc wzięli go, a on wszystko wyśpiewał...
— I co teraz będzie?... Przecież żyda zabiliście?... — spytał z przerażeniem Józef.
— Ee, niezupełnie... Ale niby tak, bo umarł, powiadają, od postrzału...
Józef mimowoli cofnął się wtył.
— Więc widzicie, towarzyszu, o to was proszę, że, jakby was wypuścili, tobyście może poszli na Wolę do mego starego i opowiedzieli mu, że mię powieźli do cytadeli, że Krzywy sypie mnie bez miłosierdzia, ale że pokładam nadzieję w Bogu, iż jakoś uda mi się wywinąć... Niechby mi bielizny przysłali i trochę pieniędzy, bo mię