Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To dziwne. Wśród młodzieży często bywają podobne zebrania i nic w tem niema zdrożnego. Niech pan pamięta, że, jeżeli się przekonamy, że pan na takiem zebraniu był, a teraz to pan ukrywa, to nietylko pan odpowie, ale wszyscy, co na tem zabraniu byli, gdyż widocznie robiliście tam coś złego, jeżeli uważacie za potrzebne ukrywać... Niech pan to sobie zapamięta!...
Chłopak milczał z oczami wbitemi w ziemię...
— A może pan rozmawiał z kim o takich rzeczach, naprzykład, jak o... pożytku szkoły polskiej. Nie przeczę, że szkoła w ojczystym języku jest najodpowiedniejsza dla każdego narodu, szkoda tylko, że los tak zdarzył, iż Polska należy do państwa rosyjskiego, że więc dla niej jeszcze ważniejszym jest język państwowy... On otwiera Polakom dostęp do urzędów państwowych na całym obszarze państwa, on ułatwia stosunki handlowe, daje możność korzystania ze skarbów rosyjskiej nauki i literatury — dowodził cywil.
— Każda idea — zaczął zkolei żandarm — wypowiedziana w tym języku, staje się zrozumiałą dla 150 miljonów ludzi, podczas gdy wy, Polacy, macie wszystkiego 10 miljonów ludności. Przez język rosyjski myśl polska zdobywa sobie rozpowszechnienie na obszarach jednej piątej świata!...
Józef milczał dalej z opuszczoną głową.
Żandarm spojrzał zwycięsko na swego cywilnego towarzysza, który zdawał się być trochę zniecierpliwionym i spoglądał na zegarek. Woj-